Mieliśmy taki piękny plakat.
W sobotę w Wojewódzkim Ośrodku Kultury organizowałam wieczór autorski Józefa Bilskiego. Autor stworzył klimatyczną scenerię. Zgasiliśmy światło i zapadł zmrok. Czarne zasłony na oknie potęgowały to wrażenie. Gdzieniegdzie płonęły świece. Do czarnego stołu zasiadł autor "bieszczadzkich" wierszy. Czarna kurtka skórzana, czarny kapelusz...rozpoczęli spotkanie z prowadzącym Andrzejem Samborskim symbolicznym stuknięciem kufli. Klimat na wpół bieszczadzko mroczny, tajemniczy...Jesienny o jesieni...Siekierezada we wspomnieniach. Butelki po alkoholu stały się świecznikami. Przenieśliśmy się dzięki opowieściom Józka w Bieszczady. Diabeł z niebieskim okiem, rozbity witraż w oknie tamtejszego lokalu, uchwycone wspomnienia w wierszach. Anegdoty knajpiane pełne bieszczadzkich zakapiorów. Taki cały Józek w wierszach, w scenerii, anegdotach. Baczny i wrażliwy obserwator rzeczywistości, prawdziwej bez ubarwiania, bez ukrywania, cenzurowania. Świat taki jaki jest, świat w wierszach...
Józek opowiadał, Andrzej czytał jego wiersze, a Zawjani śpiewali i grali.
Cały stolik zapełnili tak różnymi instrumentami, że nie jestem w stanie podać nazw niektórych z nich. Łatwiej byłoby chyba określić na czym nie grali ; )
Publiczność zasłuchała się. Trzeba będzie kolejne takie wieczorki zorganizować. Na prawdę podobało mi się i to bardzo.
Zawjani ze swoją specyficzną muzyką też bardzo spodobali się publiczności. Właściwie to zagrali mini koncert. Podróż muzyczna była bardzo daleka. Multiinstrumentaliści poprowadzili nas po wielu nieznanych zakamarkach dżwięku.
Andrzej Samborski oczywiście też zrobił nam miłą niespodziankę, zaśpiewał przy akompaniamencie jednego z takich osobliwych instrumentów. Było to ciekawe doznanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.